"Martwe zło: Przebudzenie" to film, który da się lubić, który sprawi wiele frajdy fanom gatunku oraz cyklu. To udany blockbuster grozy, który spełnia swoje zadanie - straszy i obrzydza! 6
"Martwe zło" to kultowa marka, która powróciła do nas w 2013 roku remake'em w reżyserii Fede Alvareza. Film spotkał się z przychylnymi opiniami krytyków oraz fanów kina grozy. W kolejnych latach światło dzienne ujrzał serial Ash kontra martwe zło, w którym pojawił się sam Bruce Campbell. Na następny film kinowy fanom ikonicznej franczyzy przyszło jednak czekać aż 10 lat. Martwe zło doczekało się bowiem przebudzenia!
Lee Cronin, czyli reżyser, którego debiutancki Impostor odbił się szerokim echem wśród sympatyków gatunku, otrzymał bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie w postaci ponownego sprowadzenia na wielki ekran marki "Martwe zło". Jego film jest nową historią osadzoną w tym uniwersum, która pomimo inspirowania się oryginałem, fabularnie nie ma nic wspólnego z trylogią Sama Raimiego czy też późniejszym remake'em z 2013 roku w reżyserii Fede Alvareza.
Historia opowiada o dwóch siostrach Beth oraz Ellie, które spotykają się po dłuższym okresie. Wizyta młodszej z nich zostaje jednak przerwana, kiedy to po trzęsieniu ziemi w podziemnym parkingu syn Ellie odnajduje tajemniczą księgę. Po jej otwarciu dochodzi do przebudzenia tytułowego martwego zła, które ponownie wypełza do naszego świata i zmienia ludzi w krwiożercze demony. Rodzina oraz mieszkańcy zostają uwięzieni w budynku pełnym zła, w którym dojdzie za chwilę do walki o przetrwanie.
Lee Cronin zdaje się być fanem oryginalnych filmów Sama Raimiego, ponieważ serwuje nam kilka smaczków, które dla sympatyka franczyzy będą z pewnością wartością dodaną. I tutaj na pierwszy plan wysuwa się prolog filmu Martwe zło: Przebudzenie - charakterystyczna praca kamery pokazująca nam nadciągające zło, to coś, co zawsze będzie kojarzyło się z tą serią. Tak samo umiejscowienie kilku pierwszych minut w lesie to również coś, co powinno zostać odebrane jako pozytywne. Tym bardziej, że prolog jest naprawdę emocjonujący i zakończony fantastycznym pojawieniem się napisu z tytułem filmu. Dla mnie osobiście zdecydowanie najlepszy moment całego filmu!
Nie oznacza to jednak, że Martwe zło: Przebudzenie nie ma nic do zaoferowania po prologu. Przede wszystkim podoba mi się to, że twórcy znaleźli bardzo fajne miejsce do osadzenia fabuły - zamknięty wskutek trzęsienia ziemi budynek, to całkiem dobry substytut dla leśnej chatki. Czuć w tym wszystkim klaustrofobiczny klimat oraz niemożność ucieczki z miejsca opanowanego przez demoniczne stwory. Oczywiście można doczepić się do tego pomysłu i zapytać Cronina, który pisał także scenariusz w jaki sposób Księga Umarłych znalazła się akurat tam, ale byłoby to zwykłe czepialstwo.
Oglądając Martwe zło: Przebudzenie nie można nie odnieść wrażenia, że jest to film zdecydowanie bliższy oryginałom, aniżeli Martwe zło z 2013 roku, któremu brakowało czarnego humoru - film Alvareza był zrobiony zdecydowanie bardziej na poważnie, pomimo tego, że posiadał też wiele elementów charakteryzujących serię. Mi osobiście wizja z 2013 roku przypadła do gustu i szczerze powiedziawszy to tamten film wspominam nieco lepiej, aniżeli nową odsłonę. Martwe zło: Przebudzenie stara się łączyć obie konwencje - jest mrocznie i atmosferycznie (i tutaj znajduję jedną z największych wad tego filmu, ale o tym za chwilę!), ale bywa też sarkastycznie... i zabawnie za sprawą Alyssy Sutherland wcielającej się w postać matki-demona (i tutaj kolejny problem, o którym również za chwilę!). Lee Cronin zastosował ciekawy myk i odwrócił nam nieco role - to nie matka chroni swoje dzieci, to matka chce je zgładzić. Zabieg raczej rzadko spotykany, ale nadający nam nieco świeżości.
O co chodzi z tymi problemami? O ile udźwiękowienie filmu jest doskonałe - te wszystkie głosy demonów i tak dalej, i tak dalej - tak oświetlenie pozostawia wiele do życzenia. To coś, na co cierpi wiele współczesnych filmów grozy. Robiąc powtórkę remake'u z 2013 roku miałem wrażenie, że film jest wręcz kolorowanką w stosunku do nowej propozycji Cronina. Martwe zło: Przebudzenie wydaje się być niedoświetlone, a coś co miało pomóc w tworzeniu napięcia i atmosfery jest po prostu denerwujące! Podobnie ma się sprawa z demonami, które swoim zachowaniem przypominały mi momentami te wszystkie stwory z filmów o egzorcystach - bieganie po sufitach i ścianach? Jestem na nie!
Remake z 2013 roku wypada również zdecydowanie lepiej pod najważniejszym elementem, czyli efektów gore! Oba filmy są prawdziwym festiwalem rzezi i lejącej się wszędzie krwi, jednak film Fede Alvareza był pod tym względem zdecydowanie bardziej kreatywny. Martwe zło: Przebudzenie ma jeden moment, który na pewno pozostanie na długo w pamięci - scena z tarką do sera! - natomiast Martwe zło z 2013 roku ma takowych kilka! Mimo wszystko Martwe zło: Przebudzenie to film, który da się lubić, który sprawi wiele frajdy fanom gatunku oraz cyklu. To udany blockbuster grozy, który spełnia swoje zadanie - straszy i obrzydza!
Świetnie odświeżona seria, bardzo dobra operatorka, zastosowanie anamorficznych vintage obiektywów na plus, ciekawe patenty jak scena z wizjerem, winda we krwi, gdybym wiedział że ten film jest aż tak dobrze zrealizowany chętnie bym go zobaczył w kinie a tak się spóźniłem jednakże wciąż się broni w domowym zaciszu i czekam na dwójkę